Elektrownie jądrowe od A do Z – wywiad z prof. nzw. dr. inż. Andrzejem Strupczewskim
Dzisiaj przeprowadziłem niecodzienny wywiad z prof. nzw. dr. inż. Andrzejem Strupczewskim – rzecznikiem do spraw energetyki jądrowej Narodowego Centrum Badań Jądrowych w Świerku. Zobacz pytania i odpowiedzi eksperta w tej branży na temat elektrowni jądrowych w Polsce, pracy i funkcjonowania takiego przedsięwzięcia.
Elektrownie jądrowe są dobrymi sąsiadami
Gdyby na terenie Polski wybudować elektrownię jak w Fukushimie, czy mogłoby w niej dojść do podobnej awarii co w Japonii?
Awaria w Japonii była wywołana potężnym trzęsieniem ziemi połączonym z falą tsunami wysokości 15 m. W Polsce nie występują żadne katastrofy naturalne o podobnej sile. Nie ma więc sposobu, w jaki można byłoby u nas w jednej chwili odciąć kilka linii energetycznych, unieruchomić kilkanaście znajdujących się w różnych miejscach generatorów diesla i unieszkodliwić zespoły baterii zasilania awaryjnego. Nawet gdybyśmy mieli starą elektrownię jądrową, drugiej generacji – a więc taką jak w Fukushimie – do podobnego wypadku z pewnością by nie doszło.
Elektrownia jądrowa pracuje idealnie, procedury bezpieczeństwa działają, mimo to zawsze pozostaje ryzyko ataku terrorystycznego.
Rzeczywiście. Na przykład w 1982 roku francuska elektrownia w Creys-Malville została ostrzelana z granatnika RPG-7. Dwa z pięciu pocisków trafiły w cel. Nie wyrządziły większych szkód. Co ciekawe, znacznie później się okazało, że autor tego zamachu był w latach 80. genewskim radnym z ramienia szwajcarskiej partii zielonych… Nasze elektrownie jądrowe będą należały do trzeciej generacji, odpornej na największe występujące zagrożenia zewnętrzne.
Na przykład reaktor EPR jest tak zaprojektowany, aby wytrzymać uderzenie dużego samolotu i pożar znajdującego się w nim paliwa. Bezpieczeństwo zapewnia kopuła wokół reaktora. Składa się ona z dwóch ścian wykonanych ze zbrojonego betonu. Ściana wewnętrzna ma grubość 1,2 m, zewnętrzna – 1,8 m. Razem daje to trzy metry ciężko zbrojonego betonu. Dodatkowo obie kopuły są oddzielone w taki sposób, aby wstrząs ściany zewnętrznej, spowodowany ewentualnym uderzeniem samolotu, nie zniszczył ściany wewnętrznej.
Nie trzeba atakować samego reaktora. Wypadek w Fukushimie pokazuje, że wystarczy zniszczyć układy bezpieczeństwa zapewniające jego obsługę.
W elektrowni EPR układy te znajdują się w czterech budynkach, w czterech narożnikach elektrowni. Do zapewnienia bezpiecznej pracy elektrowni wystarcza, aby działał jeden z nich. Zatem terroryści musieliby uderzyć czterema samolotami jednocześnie. Konstruktorzy wzięli pod uwagę nawet tak abstrakcyjny przypadek. Dlatego dwa budynki są zabezpieczone takimi samymi kopułami bezpieczeństwa, jak te wokół reaktora. Dodam tu, że elektrownie jądrowe trzeciej generacji radzą sobie także w innych ekstremalnych sytuacjach, od trzęsienia ziemi przez brak wody do chłodzenia reaktora, po utratę zasilania elektrycznego w całej prowincji.
Czy zatem elektrownię jądrową trzeciej generacji można w ogóle zniszczyć?
Można, za pomocą broni jądrowej. Ale po takim ataku awaria elektrowni będzie najmniej istotnym problemem.
Opinia publiczna żyje w przekonaniu, że jakikolwiek wypadek w elektrowni jądrowej pociąga za sobą tysiące ofiar. Czy tak jest w rzeczywistości?
Elektrownie jądrowe są dziełem człowieka. Podlegają różnego typu uszkodzeniom, dochodzi w nich do awarii. Są jednak konstruowane w taki sposób, aby na miejsce jednego uszkodzonego elementu można było zawsze wprowadzić drugi, sprawny. Albo i trzeci. Lub nawet czwarty.
Każde odbiegające od normy wydarzenie w elektrowni jądrowej jest rejestrowane, klasyfikowane i analizowane. Najmniej istotne wydarzenia mają rangę 0, najgroźniejsze – 7. W ciągu roku w elektrowniach na całym świecie zachodzi tysiąc – półtora tysiąca wydarzeń na poziomach O i 1, czasami 2. Na jedną elektrownię przypadają, więc rocznie dwa takie zdarzenia. Żadne z nich nie stanowi najmniejszego zagrożenia dla pracowników, a tym bardziej dla ludności.
Wydarzenia sklasyfikowane na wysokich poziomach można policzyć na palcach jednej ręki. W klasie 5 mamy tylko awarię elektrowni Three Mile Island, która doprowadziła do całkowitego zniszczenia reaktora i nie spowodowała żadnego zagrożenia dla zdrowia i życia ludzi. Fukushima została sklasyfikowana przez japoński dozór jądrowy, jako wydarzenie najwyższej rangi, czyli 7. Mimo to dawki promieniowania uwolnione w czasie tej awarii nie były przyczyną żadnej śmierci, ba, nie spowodowały u nikogo zagrożenia zdrowia. Awaria w Czarnobylu doprowadziła do kilkudziesięciu ofiar śmiertelnych…
…i jest to jedyny przypadek w historii energetyki jądrowej, kiedy ludzie tracili życie i zdrowie.
Jednak Czarnobyl to nieco inna historia. Tamtejszy reaktor był wzorowany na reaktorach do produkcji plutonu do celów militarnych. Aby taka produkcja była możliwa, reaktor zmodyfikowano. Przeoczono przy tym, że po modyfikacji moc reaktora w przypadku niektórych awarii może samoczynnie wzrastać. No i w pewnym momencie wzrosła, co doprowadziło do wybuchu. Był to zwykły wybuch, wynikający z gromadzenia się ciepła powstającego wskutek pracy reaktora. Gdyby była kopuła bezpieczeństwa, skutki eksplozji miałyby najprawdopodobniej charakter lokalny. Ale tam nawet nie było tej kopuły… Podkreślę w tym miejscu, że obecnie wszystkie działające elektrownie jądrowe są tak zbudowane, że w przypadku awarii moc reaktora zawsze spada – do zera lub prawie do zera.
Wiele obaw jest związanych z przechowywaniem odpadów radioaktywnych. Ile takich odpadów wytwarza elektrownia jądrowa i co się z nimi dzieje?
Efektem pracy elektrowni jądrowej są odpady o trzech poziomach aktywności: niskiej, średniej i wysokiej. Odpady nisko i średnioaktywne potrafimy sami składować. W Różanie od ponad pół wieku działa centrum składowania odpadów radioaktywnych z medycyny i przemysłu. Mieszkańcy są tam zdrowi, nie ma żadnych skażeń ziemi ani wody. Za 100 czy 200 lat tamtejsze odpady w ogóle przestaną być radioaktywne.
Pewnym problemem są odpady wysokoaktywne. Elektrownia o mocy 1000 megawatów potrzebuje 20 t wzbogaconego paliwa rocznie. W praktyce jest to jedna ciężarówka. Gdy paliwo się wypali, mamy tyle samo odpadów – także 20 t. Odpady te można zakopywać głęboko pod ziemią. Albo przerabiać – bo w zużytym paliwie jest nadal 96% bardzo dobrego materiału rozszczepialnego. Zatem wypalone paliwo można byłyby wysyłać do zakładów przerobu we Francji, Wielkiej Brytanii czy Rosji, gdzie byłoby oczyszczane i wzbogacane, a następnie ponownie wykorzystywane w elektrowni. Tak dzieje się w blisko 50 elektrowniach jądrowych na świecie. Czy podobnie będziemy postępowali w Polsce – nie wiadomo, decyzja jeszcze nie zapadła.
Dlaczego odpady wysokoaktywne przechowuje się na głębokości aż kilkuset metrów pod ziemią?
W reaktorze Maria, działającym od lat w Świerku pod Warszawą, wypalone paliwo jest dużo bardziej aktywne niż to pochodzące z reaktorów w elektrowniach jądrowych. Trzymamy je w basenie, pod warstwą wody grubości zaledwie czterech metrów. Nad brzegiem tego basenu można spokojnie spacerować, poziom promieniowania jest normalny.
Skąd więc te kilkaset metrów ziemi?
Z przezorności. Odpady radioaktywne są zeszkliwione, aby nie rozpuszczały się w wodze. Są zamykane w szczelnych miedzianych pojemnikach, które nie ulegają korozji. Mimo to bierzemy pod uwagę, że jakimś cudem, po wielu setkach lat, może dojść do rozszczelnienia. W takiej sytuacji odpady dostałyby się do wody. 800 metrów bierze się stąd, że proces wypływu wody z takiej głębokości na powierzchnię trwa ok. 100.000 lat. Jeśli więc mimo wszystkich środków ostrożności odpady dostaną się do wody, zanim trafią na powierzchnię i tak nie będą już radioaktywne.
Skoro energetyka jądrowa ma tyle zalet, dlaczego wiele państw wycofuje się z niej na rzecz odnawialnych źródeł energii?
Odnawialne źródła energii nie działają cały czas. W nocy nie ma słońca, ogniwa przestają pracować. Wiatr może przestać wiać i elektrownia wiatrowa stoi bezużytecznie. Obecne źródła energii odnawialnej są chimeryczne. Naturalnie powinniśmy je rozwijać, ale w rozsądnych granicach. Polska przyjęła zobowiązanie, że do 2020 roku źródła te będą dostarczały 15% ogółu energii. Nie da się jednak źródłami odnawialnymi zasilać całej sieci. Dlatego wciąż potrzebujemy stabilnych źródeł energii, takich jak elektrownie jądrowe.
A dlaczego państwa wycofują się z energetyki jądrowej?
Cóż, energetyka jądrowa kojarzy się ludziom z bombami atomowymi, z Hiroszimą i Nagasaki. To bardzo silny straszak. Jeśli więc gdzieś jakiś rząd zaproponuje, żeby budować elektrownie jądrowe, można być pewnym, że żądna przychylności wyborców opozycja natychmiast się przeciwstawi. Modelowym przykładem są tu Niemcy. W innych krajach – Francji, Wielkiej Brytanii, Szwecji, nie mówiąc już o USA – podobne próby są na szczęście bezskuteczne. Dlaczego? Bo tam pobudowano wiele elektrowni jądrowych, działają od lat i wszyscy wiedzą, że te instalacje są po prostu dobrymi sąsiadami.